+5
kris_rock 7 kwietnia 2016 09:51
Jestesmy w Delhi.
Probujemy odnalezc sie jakos w dzielnicy Old Delhi i nie jest wcale tak latwo. Szukamy bazaru Chandni Chowk i miejsca, w ktorym uda sie zwolnic i zastanowic co dalej. Rytm tetniacej zyciem dzielnicy nie daje nam na to zadnej szansy i poruszamy sie wraz z napierajacym tlumem ludzi, zwierzat, rowerow, skuterow, samochodow, riksz.

Ulice Old Delhi:











Palac Prezydencki Rashtrapati Bhavan, brama Indii:






Wsiadamy w metro i udajemy sie na poszukiwania Qutb Minar i po dluzszym marszu ze stacji w koncu znajdujemy to po co przejechalismy spory kawalek drogi. Kompleks oglada sie z zewnatrz i nie ma mozliwosci wejscia do srodka wiezy. Wstep 250 INR od osoby. Warto, bo jest to malo oblegana atrakcja Delhi o nietuzinkowej architekturze.

Qutb Minar:







Chwila odpoczynku na murach kompleksu i smigamy do Swiatyni Baba Baghel Singh Sikh Heritage Multimedia Museum, w ktorej serwowane sa darmowe posilki a caly kompleks udostepniony jest dla turystow. Swiatynia jest alternatywa dla Złotej świątyni w Amritsarze, ktora niestety nie jest celem naszej podrozy po Indiach. Po swiatyni chodzi sie boso wczesniiej obmytymi nogami. Nalezy tez zakryc glowe i ramiona. Trafilismy akurat na obrzed przy spiewie i muzyce granej na zywo. Moglismy spokojnie zajac dowolne miejsca i sporobowac wczuc sie w klimat jaki dalo to miejsce, modlacy sie Hindusi i niepowtarzalna muzyka. Bylo to dosc niecodzienne przezycie i godne polecenia.

Baba Baghel Singh Sikh Heritage Multimedia Museum:







Zrobilo sie juz pozno a droga do hotelu daleka, lapiemy transport a po drodze natrafiamy na manifestacje uliczna.



Dzien 8
Zgodnie z obietnica rano otrzymujemy darmowy przejazd na dworzec kolejowy, z ktorego mamy pociag do Agry. Tym razem spoznienie jest niewielkie i wynosi ok. 1 godziny. Plan jest taki, aby w Agrze zwiedzic Taj Mahal i Agra Fort. Chcemy to zrobic bez noclegu, poniewaz kolejny pociag mamy w dniu przybycia do miasta o godzinie 23:20. Problem pojawia sie w trakcie przejazdu do Agry i z przewodnika wynika, ze na teren Taj Mahal nie wejdziemy z plecakami. Jest depozyt, ale nasze plecaki sa na niego zbyt duze. Rzutem na tasme podejmujemy decyzje, ze poszukamy po taniosci jakiegos pokoju, w ktorym zostawimy bagaze, wezmiemy prysznic i chwile odetchniemy przed kolejnym bardzo dlugim odcinkiem podrozy, jakim jest trasa z Agry do Varanasi. To pozniej, teraz skupmy sie na miescinie, ktora slynie z posiadania jednego z cudow swiata.
Na dworcu lapiemy moto riksze i prosimy o transport do "centrum". Przedziaramy sie przez waskie uliczki pelne krow, koz, psow, turystow i hindusow. Udaje sie nam znalezc pokoj na kilka godzin za 400 INR i mamy do wyboru albo klime albo ciepla wode. Wybieramy to pierwsze, bo ciepla woda w panujacym upale nie ma sensu. Meldujemy sie, ogarniamy bagaze, etc. i ruszamy do Pomnika Milosci.
Wejsc do niego mozna na 3 sposoby od strony poludniowej, wschodniej i zachodniej, gdzie ta pierwsza jest wejsciem glownym, z ktorego rozprzestrzenia sie ten znany - pocztowkowy widok. Za bilet wstepu placimy 750 INR a miejscowi 20 INR :). Sprawiedliwie? Jasne, ze nie, ale gdyby ceny dla Hindusow byly takie jak dla turystow to nikt z nich by tam nie przyjechal a tlok ludzi byl odczuwalny. Do biletu dostajemy mala butelke wody i worki ochronne na obuwie. Dopuszczalny jest jeszcze aparat fotograficzny, za ktory sie placi 25 INR. Mala saszetka jest akceptowana i nic wiecej. Wchodzimy.

Taj Mahal:

,

,







Widok po przejsciu bramek jest jednym z tych nielicznych widokow, ktore na moment zatrzymuja czas a serce zaczyna szybciej bic. Pozniej juz tego niestety nie ma. W grobowcu Szahdżahana i jego zony Mumtaz Mahal trzeba ciagle isc i nie mozna sie zatrzymywac, jest to troszke bagatelizowane przez tlum ludzi, ale straznicy stale kogos poganiaja. Szkoda, ale z drugiej strony jest w tym metoda na rozluznienie korkow. Ciala malzonkow ukryte sa gleboko w katakumbach i nie widac sarkofagow, dlatego nie rozumiem skad to wielkie zainteresowanie turystow:/

, ,








Po zwiedzeniu calego kompleksu udajemy sie do Agra Fort oddalonego o jakies 2-3 km od Taj Mahal. Jest bardzo goraco i nie decydujemy sie na kurs motoriksza. Wstep 300 INR.

Agra Fort:















Taj Mahal widziany z Agra Fort:



Po dosc wyczerpujacym dniu pozostaje juz tylko cos zjesc, przejsc sie po miescie i naladowac akumulatory przed kolejnym odcinkiem jazdy pociagiem. Z kilku restauracji wybieramy Joney's Place. Samo miejsce nie jest moze zbyt zachecajace, ale uwierzcie na slowo, ze zarcie maja tam pyszne. Ciekawostka jest to, ze niektore skladniki dan przygotowywane sa w innych sasiednich barach i podawane przez okienko na goraco kucharzowi z Joney's.

Joney's Place:





Pociag planowo odjezdza o godz.23:20 i z lekkim wyprzedzeniem stawiamy sie na dworcu. W miedzyczasie dochodzi do nas informacja o tajfunie, ktory nawiedzil Kalkute i ewentualnej prognozie zmiany pogody. Czy mialo to wplyw na przyjazd pociagu tego nie wiem, ale jego opoznienie wynioslo prawie 6 godzin. To nas dobilo. Ale od poczatku: po wejsciu na dworzec na tablicy informacyjnej opoznienie wynosilo juz 2 godziny i bylo to to przelkniecia, ale z biegiem czasu wzroslo ono do bardzo znaczacej liczby. Na dworcu odchodzilismy juz od zmyslow, bo nikt tak naprawde nie byl nam w stanie powiedziec ile mamy "wolnego" czasu a pociag mogl przyjechac albo za godzine albo za dwie albo nastepnego dnia. Nie mielismy internetu i nie moglismy podejrzec na stronie przewodnika, gdzie aktualnie znajduje sie pojazd. Zdarzeniem, ktore nami wstrzasnelo byl widok lezacych ludzi w poczekalni w tym dzieci. Jedno z nich bylo na naszych oczach doslownie skopane i obite przez policjanta, ktory chcial chyba dac do zrozumienia, ze nie to nie jest hotel. Co dziwne maly chlopak wcale sie nie obudzil po tym incydencie. Moze byl czyms odurzony a moze tak wycienczony, ze nie zakodowal bolu. Znalezlismy sobie w miare spokojne miejsce i cierpliwie czekalismy na nasz transport.
Po wejsciu do pociagu odnalezlismy nasze prycze (mamy klase Sleeper (SL)) i doslownie padlismy ze zmeczenia. Podroz przebiega w miare spokojnie a my staramy sie przespac. Po drodze natrafiamy na konkretne burze i ktos z dolu zasuwa okna, aby nie wialo i nie padalo do srodka. Trzeba wlaczyc wentylatory, bo robi sie duszno. Ja mam prycze na samej gorze i wiejacy wentylator prosto w twarz nie daje mi swobody wypoczynku. Marzne i ratuje sie workiem ochronnym od plecaka, do ktorego wchodze. Nie mamy spiworow, bo nie byly nam one potrzebne. Co jakis czas pociagowi sprzedawcy proponuja Chai, cieple Samosy i inne. Wczesniej kupujemy lancuchy, ktorymi za kazdym razem przypinamy nasze plecaki do czegos stalego. W trakcie drogi rozmawiamy z innymi pasazerami - Hindusami, ktorzy bardzo duzo podrozuja po Indiach. Bilety sa tanie, kraj przepiekny i olbrzymi a jego mieszkancy nie chca wyjezdzac za granice majac na miejscu takie dobro narodowe. Moj sasiad zza kraty oddzielajacej nasze prycze jest bardzo ciekawy tego skad jestesmy, kim jestesmy i doslownie pozera wiedze na nasz temat. Odwdziecza sie zaproszeniem na mega swieze jedzenie na jednym z przystankow, tradycyjnie wypijamy sporo Chai.

Dzien 9
Po blisko 18 godzinach podrozy wreszcie docieramy do Varanasi. Jestesmy zalamani, nasz plan legl w gruzach, bo mielismy byc na miejscu ok. 12:00 i chcielismy wieczorem przeplynac sie po Gangesie. Rejs po swietej rzece mozna zrobic na dwa sposoby albo wieczorem przy zachodzie slonca i spektaklach, jakie odbywaja sie na brzegu albo o swicie. W hotelowej recepcji dopinamy szczegoly porannej zbiorki zwiazanej z wykupiona wycieczka lodzia po rzece, przebieramy sie, jemy i idziemy na nocny spacer po Varanasi. Dostajemy przewodnika :) Starszy Pan jest przesympatyczny i naprawde malo nachalny w kwestii finansowej. Zaprowadza nas w miejsca, gdzie ciezko trafic turyscie i rzadko kiedy jest on tam wpuszczony. Trafiamy na pogrzeb w stylu swietego Hindusa. Na naszych oczach plonie martwy czlowiek...

Varanasi noca:





Miejsca palenisk znajduja sie na brzegu Gangesu a sama procedura palenia zwlok jest bardzo ciekawa i nie zmieniana od wiekow. U mezczyzn nie pali sie mostek w klatce piersiowej a u kobiet kosc ogonowa. To co sie nie spali wrzucane jest do rzeki, jako pokarm dla jej mieszkancow. Drewno do palaniska jest dosc drogie i im drozsze tym pogrzeb bardziej dostojny i "wypasiony". W trakcie spalania sie zwlok nie wydziela sie zaden nieprzyjemny zapach, wrecz przeciwnie, poniewaz drewno nasaczone jest olejami zapachowymi a cala platforma z cialem przyozdobiona swiezymi kwiatami i kadzidlami.

Dzien 10
Wstajemy przed switem a za oknami jest jeszcze ciemno i leje deszcz:( Zalamanie pogody jest skutkiem tajfunu z nad Kalkuty i caly misterny plan rejsu po Gangesie na tle wschodzacego slonca i pieknie oswietlonych gatow niestety (r)lunal wraz z deszczem. Mimo wszystko to jedyna okazja na lodke.
Wkladamy p.deszczowe kurtki, kaptury na glowy i udajemy sie na przystan. Rejs przebiega bardzo spokojnie, deszcz w pewnym momencie ustaje i robi sie nawet znosnie. Niestety slonca nie ma, paleniska z ludzi na brzegu rzeki caly czas plona, miasto budzi sie do zycia a nad brzeg nadciagaja Hindusi w celu zaspokojenie porannej toalety, zrobienia prania, oczyszczenia sie z grzechow a przede wszystkim w celu modlitwy. Jest magicznie, kolorowo i nie wiadomo gdzie zawiesic oko. Ganges nie smierdzi, nie plywaja w nim odchody, zwierzece glowy, korpusy ludzi i inne temu podobne. Jest to rzeka o znaczacym nurcie i jak powszechnie wiadomo zrodla Gangesu znajdują się w Himalajach, w kilku lodowcach gorskich. Rzeka stale plynie i przeplukuje caly syf, jakie jest do niej wrzucany. Miejscowi ludzie sie w niej kapia.

Ganges:



,

, , , , , , , , , , , , , , , , ,

,

, , , ,

Po zakonczonym rejsie wracamy do hotelu, jemy sniadanie i standardowo zamawiamy kurs motoriksza na dworzec kolejowy, ktory znajduje sie za dystryktem miasta Varanasi. Przed nami najdluzsza trasa do Siliguri a miejscem docelowym jest Darjeeling - zdecydowanie glowna atrakcja tego wyjazdu. Planowy odjazd pociagu o godzinie 11:30, podroz ma trwac prawie 18 godz. :) Pogoda nadal nie rozpieszcza a pociagu jak nie ma tak nie bylo. Na dworcu spedzamy ok. 5 godzin i tyle wynosi opoznienie skladu. Podrozujemy klasą AC 3 Tier (3A) i czujemy roznice w stosunku do poprzednich warunkow. Jest czysciej, sa koce i "swieza" posciel. Przedzial nie jest prywatny, ale jest w nim wiecej miejsca. Wszystko przebiega juz w miare spokojnie a my staramy sie jakos wyciszyc po nerwowce zwiazanej z kolejnym spoznieniem sie pociagu. Ok. poludnia kolejnego dnia docieramy w koncu do Siliguri a stad juz nie daleko do Indyjskiej czesci Himalajow. W podrozy jestesmy juz dobe i mimo to ochoczo wysiadamy na dworcu i zaczynamy szukac transportu do Darjeeling.

Dzien 12
Spod dworca w Siliguri do Darjeeling odjezdzaja busy albo Jeepy. Wybieramy jeden z nich, czekamy az zapelni sie kompletem pasazerow i ruszamy w gory. Za kurs placimy 200 INR od osoby. Po ponad dwoch godzinach dosc off roadowej jazdy docieramy do bram miasta. Temperatura spadla o jakies 10 st. delikatnie pada, ale przed nami zaczynaja wylaniac sie Himalaje.
W Dekeling Hotel po doprowadzeniu sie do porzadku ruszamy na mala eksploracje terenu, czasu starcza nam tylko na odwiedzenie dwoch buddyjskich klasztorów: Bhutia Busty Gompa i Aloobari Gompa Monastery. Po drodze zza poteznych chmur wylania sie Kanczendzonga - trzeci co do wielkosci osmiotysiecznik swiata 8586 m.n.p.m. Rejestrujemy zycie wieczorne Darjeeling, ale w dzielnicy, w ktorej nie spotykamy ani jednego turysty i robi sie naprawde obco, dostrzegamy terasowe ulozenie budynkow, pod nami ogromne polacia pol herbacianych. Po klasztorze Bhutia Gompa oprowadza nas przemily Chinczyk, ktory daje podstawowe cenne wskazowki na temat Buddyzmu (np.:mlynkami modlitewnymi krecimy od lewej do prawej strony a do klasztoru wchodzimy od lewej strony). Niestety w srodku nie spotykamy modlacych sie Buddystow, ale gdzies w oddali slyszymy cicha mantre.

W drodze do Bhutia Busty Gompa i Aloobari Gompa:

,





W swiatyniach nie mozemy robic zdjec, szanujemy to i pstrykamy nieco na zewnatrz.

Bhutia Busty Gompa Monastery:

, , , ,

Aloobari Gompa Monastery:

,

,



Do hotelu wracamy dosc pozno, ale nie na tyle, aby nie posmakowac jego bardzo klimatycznego wystroju. Przypomina on troche domek dla Hobbita i wszystko ma tutaj swoje miejsce. Na jednym z pieter znajduje sie mala biblioteczka, z ktorej postanawiamy skorzystac. Klimat hostelowy tak wiec poznajemy sympatyczna pare w Wielkiej Brytanii i kliku innych wedrowcow. Robi sie bardzo milo, Wymieniamy miedzy soba nasze plany i doswiadczenia z podorzy. Na stole pojawiaja sie "czasoumilacze" i robi sie naprawde wesolo. Ustalamy, ze wspolnie wybierzemy sie na wschod slonca na wzgorzu widokowym Tiger Hill, z ktorego mamy ogladac prezpieknie oswietlona Kanczendzonge oraz sasiednie szczyty Himalajow, ponoc przy dobrej pogodzie widac stamtad rowniez Mount Everest. Kladziemy sie pozno i w sumie nie musielismy, bo za chwile mielismy spotkac sie przed hotelem i wsiasc do Jeepa, ale zmeczenie dalo sie we znaki.

Dzien 13

Zasypiamy i wylaczamy budzik z nastawieniem na "jeszcze 5 minutek"...
Ach co to byla za blyskawiczna zbiorka, buty zawiazywane po drodze, kurtki zapinane w trakcie mycia zebow a koszulki zalozone na 2ga strone. Wybiegamy przed hotel i naszym oczom ukazuje sie strumien deszczu i kompletny brak kogokolwiek. W pospiechu zbiegamy nieco nizej, aby zapytac gdzie reszta i dowiadujemy sie, ze wszyscy zawrocili do swoich pokoi z uwagi na fatalne warunki pogodowe. Co robic?
To nasza jedyna szansa, aby pojechac na to wzgorze i wciaz mamy nadzieje, ze pogoda szybko sie zmieni i na miejscu moze bedzie juz lepiej. NIestety na Tiger Hill jest jeszcze gorzej. Wschod slonca witamy z dosc liczna grupa innych naiwnych turystow wsrod strug deszczu i wiatru. Kupujemy po kubku goracej herbaty i dopychamy sie do barierek tarasu widokowego skad mielismy zobaczyc cos co mialo byc kwintesencja tego wyjazdu. Przejechalismy tak wiele kilometrow i bylismy juz naprawde zmeczeni, ale to za malo wobec checi zmiany pogody. Patrzymy w kierunku Himalai, ale oprocz mgly i deszczu niczego nie dostrzegamy. Zalamani wracamy do Jeepa i prosimy o powrot ciagle monitorujac to co za oknem samochodu, moze sie zmieni, moze przestanie padac, moze wyjdzie slonce...
W polowie drogi powrotnej sytuacja nieco sie zmienila, wstal dzien i przestalo padac. Zaczyna sie przejasniac i moze z Darjeeling zobaczymy cokolwiek z tego widoku, ktory tak bardzo chcielismy zdobyc. Na drodze robi sie korek a ja wypatruje male wzgorze, ktore moze byc ostatnim punktem widokowym na tej trasie. Ryzykuje, prosze kierowce o przystanek, biore w reke aparat i biegne przed siebie. Na pagorku jest dosc stromo i slisko i moje wejscie przypomina prace Syzyfa. Napieram, brudny od blota, ale bardzo zdeterminowany na to co pragne zobaczyc. Wchodze na gore i widze to:

Kanczendzonga:

, , ,

Musze schodzic, bo kierowca sie niecierpliwi i wymachuje rekoma w moim kierunku. Po dosc wczesnym powrocie do hotelu ustalamy co robimy dalej i tak staje na: przejazd koleja waskotorowa (Joyride), plantacja herbaty Happy Valley i pola herbaciane, spacer po miescie.

Joyride:
Ciezko bylo zrozumiec mozliwosci przejazdu najwyzej polozona na swiecie koleja waskotorowa, bo czesc torow ulegla zniszczeniu po niedawnym zejsciu lawin blotnych i stan trakcji w 2014 roku nie pozwalal na pelna petle. My z uwagi na napiety grafik zdecydowalismy sie na trase Darjeeling - Ghum - Darjeeling, ale bez zwiedzania swiatyni buddyjskiej w Ghum. Uznalismy, ze skoro widzielismy juz dwie to powinno nam to wystarczyc. Podroz kolejka trwala nieco ponad 2 godziny i jakos zabraklo w niej spektakularnych widokow gorskich urwisk i innych atrakcji, o ktorych zapewniano w renomowanym Lonely Planet.

, ,



Wyskakujemy z kolejki obieramy azymut i idziemy w poszukiwaniu plantacji herbaty Happy Valley. Miejsce to jest polozone na koncu miasta w kierunku polnocnym i jest ono udostepnione dla zwiedzajacych tylko z przewodnikiem, mimo to warto kupic bilet, w ktorego sklad wchodzi wizyta na halach produkcyjnych, polach herbacianych oraz opowiesci o samym procesie produkcji. Receptura smaku i jakosci jest scisle strzezona i nie do wszystkich pomieszczen zostajemy wpuszczeni. Po wyjsciu z terenu fabryki i pol natrafiamy na sklepik z herbata marki Happy Valley :) coz za "niefortunne" ulozenie trasy zwiedzania tego miejsca. Wracajac do miasta idziemy na skroty przez urocze terasy pomiedzy mieszkaniami lokalsow.



,













Po powrocie do miasta probujemy spladrowac je w kazdym metrze kwadratowym, bo jest ono urocze mimo sporej ilosci turystow. Natrafiamy na festiwal muzyki "ludowej" i ciekawe sklepiki z rekodzielem tybetanskim, kaszmirskim i indyjskim.

Dzien 14
Rano zbieramy sie dosc zwinnie, bo musimy zdazyc na samolot powrotny z Bagdogry do Bombaju. Inaczej mielibysmy spory problem z powrotem do Polski. Dojechalismy naprawde daleko i powrot pociagiem trwal by zbyt dlugo a chcemy jeszcze zobaczyc swiatynie - jaskinie w miejscowościach Ellora Ajanta. Przed wyjsciem z hotelu lece szybko na jego dach i tak zapamietuje Darjeeling:





Wspolnie z nasza para znajomych brytyjczykow bierzemy kurs Jeepem bezposrednio na lotnisko w Bagdogrze. Sam lot z miedzyladowaniem w Kalkucie i wszytko co z nim zwiazane przebiega bez problemu i w Bombaju ladujemy o 17:00. Zegnamy sie z Tania i Andrew, ktorzy po Indiach podrozuja juz ponad 6 m-cy, nastepnie pociagiem jedziemy na dworzec VT skad po 21ej odjezdzamy do Aurangabadu. Podroz ma trwac jakies 7 godzin. Bylismy juz tak tym wszystkim zmeczeni, ze moglismy w tym miejscu zakonczyc ten wyjazd. Pojechac do hotelu, odpoczac i wrocic do Polski, ale jestesmy uparci, bo jak dotad wszystko sie nam udaje. Nad ranem ok. 04:00 pociag zatrzymuje sie w Aurangabadzie, wysiadamy i znikamy w panujacej ciemnej nocy. Plan byl taki, ze z dworca ruszamy na poszukiwanie transportu do Ellory i Ajanty, ale nieprzespana noc w pociagu zabrala nam resztki sil. Nie zdawalismy sobie sprawy, ze zwiedzanie swiatyn wykutych w skalach w szczerym sloncu i duchocie to kiepski pomysl. Na wzor Agry szukamy byle jakiego hotelu i idzie nam to niezbyt skutecznie, jest przeciez srodek nocy i wiekszosc ludzi spi. Niedaleko dworca kolejowego natrafiamy na miejsce, w ktorym ostatecznie zostajemy budzac spiacy personel, ktory niechetnie podnosi sie z podlogi "recepcji". Rzucamy plecaki i opadamy z sil. Rano okazuje sie dopiero co wynajelismy i bardziej przypominalo to stajnie niz "hotel". Oto kuchnia:



Dzien 15:

Mamy caly dzien na 2 miejsca z jaskiniami i zwiedzenie ich byloby kolejnym wyscigiem. Odpuszczamy Ajante i wybieramy polecana Ellore. Tym razem kupujemy bilety na PKS :), dodatkowo zwiedzamy dosc brudny i niezbyt ciekawie pachnacy Aurangabad.

, ,

Docieramy do Ellory, oto jej swiatynie - jaskinie:

, , , , , ,













,





,

Wykonczeni calodniowym chodzeniem w upale i zarze z nieba konczymy wizyte w Ellorze. Po powrocie do hotelu pakujemy ciuchy i staramy sie kimnac przed ostatnim etapem przygody kolejowej na trasie Aurangabad - Mumbai. Pociag odjezdza o 23:25.

Dzien 16:
Dojezdzamy do Mumbaiu, w ktorym spedzamy jedna noc w hotelu na polnocy miasta niedaleko lotniska. Glowne atrakcje poludnia mamy zaliczone i pozostała polnoc. W tej czesci doslownie wloczymy sie bez celu z 10 dolarami w kieszeni, nawet aparatu nie chcialo nam sie juz wziac, zreszta miejscowka malo atrakcyjna i ustylizowana "na bogato", ale po indyjsku. Nawet metro jest w wersji napowietrznej, ale z temperatura tak niska, ze przypomniala nam sie zima.
Nastepnego dnia udajemy sie na lotnisko i szczesliwie ladujemy w Warszawie.

I to tyle z tej ralacji. Wraz z fotografiami staralem sie ja opowiedziec dosc skrupulatnie. Jak widac czesc zdjec zrobiona jest na szybko, bez pomyslu i ze slaba jakoscia, ale mam nadzieje, ze wszystko razem wziete oddaje klimat Indii.
Czy moglibysmy cos zmienic w tej podrozy?
Nie, bo wszystko sie udalo, ale jesli mielibysmy tam jeszcze kiedys wrocic to na pewno na dluzej. Tempo zwiedzania bylo zabojcze i rzadko kiedy byl czas na wdychanie tego co zapewniaja nam niesamowite Indie. Kilka chwil na dachu hotelu w Darjeeling spowodowalo, ze Himalaje stanely na drodze kolejnych pomyslow na podroze, mnogosc szlakow turystycznym w Sikkim, Ladakh czy Tybecie jest wystarczajaca, aby zostawic czesc siebie wlasnie w tamtych gorach.

Jesli ktos mialby jakiekolwiek pytania zaglebiajace sie w szczegoly to bardzo prosimy o kontakt.

Dodaj Komentarz