+2
Tom Stedd 26 marca 2019 18:57
Wielu maniaków fly4free nie może obojętnie przejść obok biletów po 39 zł i kupuje je nieco w ciemno, a później myśli o szczegółach typu zakwaterowanie i wyżywienie. Nie inaczej było w moim przypadku i podróży do Eindhoven w Holandii.



Bilety już były, więc pora na zorganizowanie hotelu. Tanio w Holandii na pewno nie jest i z ciężkim sercem wydałem około 800 zł za trzy noce w hotelu Amrath, który mogę śmiało polecić. Wprawdzie dojście z dworców zajmuje 25 minut, ale spacer odbywa się w większości przez centrum miasta. Pokój dwuosobowy, dobry standard, na wyposażeniu czajnik elektryczny, sejf i inne rzeczy. W sumie to hotel czterogwiazdkowy, ale z tendencją jednak do trzech gwiazdek.



Wysiadamy na lotnisku i kupujemy bilet na komunikację miejską (można kupić je albo w automacie na przystanki, albo w punkcie sprzedaży biletów na busy do Amsterdamu tuż obok sieciowej kawiarni przy wejściu na lotnisko). Do końca nie jestem pewien, czy nie wprowadzę kogoś w błąd, ale temat komunikacji publicznej nie został dogłębnie przeze mnie zbadany. Pewne jest, że trzeba liczyć się z wydatkiem 4,25 euro za przejazd jednorazowy lub kupić sobie bilet czasowy nielimitowany ważny do północy za ponad 6 euro. Podobno można trochę zaoszczędzić kupując specjalną kartę, ale (znów podobno) cała procedura może być nieopłacalna przy krótkim pobycie.

W Eindoven jeżdżą autobusy zwykłe i elektryczne. Te ostatnie obsługują dojazdy na lotnisko (np. nr 400 i 401) i kursują bardzo często – praktycznie autobusy są w ciągłym ruchu. Do miasta dojeżdża się w około 20 minut (przystanek Station – większość autobusów miejskich kończy tam swój bieg). Autokary wyglądają bardzo futurystycznie, ale dziwna jest jazda w bardzo cichym pojeździe, bez ryku silnika i smrodu spalin.

Co przeciętny człowiek wie o Eindhoven? Hmmm, może słyszał o klubie PSV. I z taką wstydliwą wiedzą pojechaliśmy do tego miasta licząc na pozytywne zaskoczenie i takiego doznaliśmy. Tradycyjnie odwiedziliśmy punkt informacji turystycznej (tuż przy dworcach) i udaliśmy się na spacer free-tour. Z ciekawostek można podać, że Eindhoven to piąte pod względem ludności miasto Holandii, które nie ma prawie żadnych zabytków i intrygującej przeszłości, ale stawia na przyszłość, innowacyjność i nowoczesne technologie. Szacuje się, że w ciągu najbliższych lat lat będzie potrzeba zbudować kilkanaście tysięcy nowych mieszkań, bo tak duże jest zainteresowanie osiedleniem się w Eindhoven. Jest to miasto wielokulturowe i liberalne.

Aha – na pewno słyszeliście o marce Philips. To właśnie z Eindhoven związana jest historia rodu Philips’ów, to tutaj były siedziby fabryk, a obecnie jest muzeum upamiętniające tą zasłużoną rodzinę. Eindhoven ucierpiało mocno podczas II wojny światowej, stąd wysiedlono lub wywieziono do obozów koncentracyjnych wielu Żydów. Obecnie upamiętniają poszczególne osoby takie małe tabliczki wmurowane w chodniki. Przy nich mieszkały w kamienicach wymienione na nich osoby. Nie rzucają się one w oczy, ale ta akcja ma na celu właśnie przypadkowe odkrywanie przez turystów przeszłości i martyrologii narodu żydowskiego.



Biały budynek po prawej stronie to tzw. latarnia Philips’a, a obok niej futurystyczny budynek ze sklepami w środku, który część Holendrów podziwia, a część gani za wygląd.



W samym centrum znajduje się wielki podziemny parking dla … rowerów. Władze miasta nie ukrywają, że stanowią one duży problem. Jak wiadomo, Holendrzy są rozkochani w bicyklach i mnóstwo osób jeździ nimi po ulicach, na zakupy i do pracy. Na ścieżkach czują się bardzo pewnie, jeżdżą szybko, często łamią przepisy. Zostawiają rowery w różnych miejscach, a spora ich część wygląda tak, jakby była porzucona (zardzewiałe, uszkodzone, ogólnie zaniedbane). Wejście podziemne na parking w centrum jest oczywiście niestandardowe (czytaj – nie nudne).



A co zastaniemy w środku? Tysiące rowerów. I miejsce, gdzie podobno była dawna granica średniowiecznego Eindhoven.





O skali problemu rowerowego świadczy również okolica dworców. Cóż, nine million bicycles in Eindhoven tralalala …



Ścisłe centrum to oczywiście setki sklepów i lokali (szaleństwo zakupowe w Primark rzadko można porównać do innych tego typu placówek). Standardowe centrum dużego miasta turystycznego. Okolice dworców wkrótce zmienią swój wygląd, bo powstaną trzy wysokie budowle. Jak przystało na ekologiczne miasto, makieta zmian powstała z drewna.



O skali przedsięwzięcia najlepiej świadczy fakt, że prezentowany poniżej wysoki hotel będzie tylko tłem dla trzech nowych budynków (hotel to ten niższy budynek po prawej stronie na makiecie na zdjęciu powyżej).



Niedaleko od centrum znajduje się kościół miejski p.w. św. Katarzyny, którego historia sięga średniowiecza. Kościół wyróżniają dwie ponad 70-metrowe wieże. Warto wejść do środka kościoła (wstęp bezpłatny) i obejrzeć budowlę od środka.







Przy pracach konserwatorskich przy kościele odkryto groby wielu osób. Dzięki nowoczesnej technologii udało się odtworzyć wygląd niektórych ludzi żyjących setki lat temu, a przed kościołem można zobaczyć nietknięte szkielety osób zmarłych z powodu nawiedzających Eindhoven plag i chorób.





W Eindhoven jest oczywiście więcej świątyń, ale jako że Holendrzy to naród mocno laicki, to dostęp do kościołów jest bardzo utrudniony i najczęściej są one zamknięte akurat wtedy, gdy chcemy zobaczyć je w środku. A część świątyń zmieniło swoje zastosowanie w całości lub w części. W poniższym kościele znajduje się prawdopodobnie … przedszkole.



Sztuka nowoczesna jest również obecna, ale jako wielki jej przeciwnik, nie odwiedziłem Van Abbemuseum, którego budynek z dwóch stron wygląda całkowicie odmiennie.





Swoja historię ma także tunel leżący niedaleko od uniwersytetu technicznego. Wielbiciele humoru angielskiego, Monty Pythona i Johna Cleese’a będą zachwyceni przedstawieniem gagu „Ministerstwo Głupich Kroków” na ścianach tunelu. Dla odważnych – można pokonać cały tunel w sposób, jaki odegrał ten komik.







Na zdjęciu poniżej znajduje się browar z piwami kraftowymi. Ceny? Należy nastawić się np. na 6 euro za 0,33l. A w środku w niedzielne popołudnie prawie nie było wolnych miejsc.



Niedaleko od niego można znaleźć uliczkę z odpowiednikiem warszawskiej hali Koszyki. Trochę snobizmu, trochę szpanu, dużo lokali, mnóstwo ludzi.





Mocno naciąganą „atrakcją” – według mnie – jest Strijp-S, czyli postindustrialne tereny Philipsa zamienione w nowoczesne lofty przeplatane muzeami, salami koncertowymi itp. Można przejść się ulicami tej niewielkiej dzielnicy, ale dużego wrażenia na pewno nie robi.









Jeśli dotrzecie do Strijp-S, to warto przejść przez tory i pospacerować po niedużej dzielnicy Groenewoud. Ma ona oczywiście opinię miejsca wielokulturowego ze sztuką niezależną w roli głównej, ale mam wrażenie, że zamysły, a rzeczywistość mocno od siebie odeszły. Mało jest tego pozytywnego szaleństwa, którego można by się spodziewać.







Warto minąć to niekomercyjne-komercyjne miejsce i poszwędać się po niedalekich uliczkach nawiązujących swoimi nazwami do wybitnych fizyków, wynalazców itp. Nazwy ulic typu Edisona, czy Newtona mówią same za siebie. Wchodząc w niektóre podwórka można zobaczyć np. takie ciekawe tematyczne murale.





Skoro PSV, to i wizyta na stadionie, który leży tuż obok centrum. Sklep kibica i drogie muzeum to standard w tego typu obiektach, ale możliwość bezpłatnego zobaczenia stadionu od środka to raczej rzadkość. Wystarczy podejść do wejścia bodajże nr 3, wejść do restauracji i wyjść na taras widokowy. Wprawdzie nie będzie można zrobić wycieczki po całym obiekcie, ale będzie można chociaż popatrzyć na to, co większość mężczyzn lubi. Koszt to oczywiście 0 euro. Będąc w Liverpoolu (FC i Everton), czy Kijowie mogłem pomarzyć o zobaczeniu za darmo obiektu od środka, a tu proszę – niespodzianka.















Jakie jeszcze ciekawe rzeczy zobaczyliśmy / doświadczyliśmy w Eindhoven? Coffeeshopy, czyli przybytki z marihuaną, haszyszem i innym tego typu paskudztwem. Zestaw dla początkującego palacza kosztował 3,5 euro. Na wejściu pseudoochroniarz sprawdzał … datę ważności dowodu osobistego, a w środku obowiązuje całkowity zakaz robienia zdjęć. Kilkanaście osób grało w karty, w gry planszowe, piło soczki (nie sprzedawano alkoholu). Hmmm, sądziłem, że zobaczę w środku ludzi o wyglądzie Boba Marley’a, a tymczasem siedzieli zwykli młodzi ludzie. Dodam, że nigdy nie próbowałem „maryśki”, więc nie wiem, jakie powinny być po niej reakcje, ale jak dla mnie to ci ludzi siedzieli bardziej przymuleni, niż radośni.



Ceny paliw? Proszę bardzo. Tanio nie będzie.



Ceny mieszkań? Proszę bardzo. Tanio nie będzie.



Dwa wcześniej przeze mnie nie widziane nigdy wcześniej rozwiązania: prywatny zakodowany kosz na śmieci (lądują pod stalową powierzchnią) i intrygujący obiekt typu TOI-TOI w wersji wybitnie dla mężczyzn. Tak – nie ma nigdzie drzwi, sika się publicznie. I to bardzo dosłownie, bo te przybytki wystawione są w miejscach o dużym natężeniu ruchu. Nie widziałem jednak, żeby ktokolwiek z nich korzystał.





Skoro Holandia, to i równouprawnienie osób homoseksualnych i lokale promujące ruch spółdzielczy w Polsce (jeśli ktoś nie rozumie, o czym piszę, to polecam przejrzeć wypowiedzi polityków PSL na temat LGBT itp.).



Zamiast podsumowania: ludzie – jedźcie do Eindhoven przynajmniej na dwie-trzy noce, bo warto poznać to miasto. Jeśli znudzi się, to 90 minut jazdy pociągiem za skandaliczne prawie 50 euro za bilety RT i jesteśmy w Amsterdamie. A tam podobno jest o wiele więcej do roboty i do zobaczenia.



Polecam zajrzeć na blog http://radosc-zycia-plus.pl . Spojrzenie na świat i podróże kobiecym okiem.

Dodaj Komentarz

Komentarze (2)

jasiek1212 29 marca 2019 11:09 Odpowiedz
Dzięki za fajną relację ! Miło się czytało i oglądało :)
ewaolivka 6 kwietnia 2019 07:42 Odpowiedz
Dziękuję i ja za relację. Akurat mam dylemat: odpuścić bilety RT do EIN, czy lecieć? Od kilku lat zamierzałam zobaczyć słynny Keukenhof, ale...koszt dojazdu do Amst. , bilet wstępu, cokolwiek "na pamiątkę" -skandaliczne (dla nas ) koszty.Może więc ten Eindhoven? Porywający nie jest, ale w kazdym miejscu jest coś ciekawego, odmiennego od codzienności.